poniedziałek, 15 października 2012

Czechy – Słowenia

Czechy – Słowenia


08.10 -  14.10  898km / 7 dni


Przejazd przez Czechy, a właściwie Moravy, bo droga wiodła przez ten region, był powtórzeniem letniego wyjazdu. Dlatego zmieniałem trochę trasę, by się nie powtarzać. Przejazd przez Vizovce, Uherski Brod, Hodonin, i decyduję się jechać przez Słowację, skręt na Kuty i jestem w Bratysławie. 
Przejazd przez Moravę przyjemny, lekkie górki, słońce, ale rano zimno.
Do Kitesse w Austrii, znaną z Bratysławy drogą, i dalej wschodnią stroną Neusiedler See na Węgry (nudna trasa, jechałem tędy kilkakrotnie, nie lubię tego jeziora). 
Wjazd na Węgry bez mapy, miałem tylko spis miejscowości, ale pamiętałem letnią trasę na Horwację, teraz jechałem w odwrotnym kierunku, przez Buk, Szombathely i Komend, do Słowenii. 
Omijam Maribor (zawsze miałem problemy z przejazdem przez  to miasto, oznakowanie zawsze prowadziło na autostradę)  i przez Ptuj i  Zidani Most kieruję się na Lubljanę. Za Ptujem trafiam na ciekawe sanktuarium na Ptujskiej Gorze, widoki psuje mgła i  lekki deszcz – w końcu psuje się pogoda, dotychczas miałem słoneczną, z lekkimi rannymi przymrozkami, teraz zaczęły się jesienne deszcze, ale w nocy cieplej. Lubljanę przejeżdżam w niedzielny poranek, mały ruch, i szybko docieram do Logateca. 
Tu muszę zdecydować, czy jechać dalej przez Ajdowścinę i Gorizię (znana trasa przez Col), czy wjechać do Włoch przez Triest. Jadę nieznaną trasą na południe, mimo że nie mam porządnej mapy Słowenii.  Spory podjazd do Planiny (serpentyny, ale widokowa), Postojna  i zatrzymuję się na nocleg przed włoską granicą w pobliżu, a właściwie nad Triestem, bo granica leży na górującymi nad Triestem wzgórzami (400-600m.).
 Ten etap Camino był stosunkowo łatwy, jechałem wypoczęty, znanymi sobie drogami, Lekko pagórkowate Morawy, ale jechałem w dół rzek, później płasko w Austri i na Węgrzech, Alpy ominąłem w Słowenii (było tylko kilka niegroźnych podjazdów).
Pogoda słoneczno-jesienna na początku, jeden deszczowy dzień w Słowenii. Z początku, trochę męczyły mnie te ranne przymrozki - to moje pierwsze doświadczenia w spaniu w namiocie w takiej temperaturze, ale w sumie było OK.
Trasa dosyć atrakcyjna turystycznie, Morawy wiadomo, piękne czeskie miasteczka, dobre piwo.  Ale spodobała mi się wreszcie Słowenia - moje odkrycia  to: Zidani Most  oraz dalsza  droga wąwozem wzdłuż Sawy, i Ptuj.