Czechy – Słowenia
08.10 - 14.10 898km / 7 dni
Przejazd przez Czechy, a właściwie Moravy, bo droga wiodła
przez ten region, był powtórzeniem letniego wyjazdu. Dlatego zmieniałem trochę
trasę, by się nie powtarzać. Przejazd przez Vizovce, Uherski Brod, Hodonin, i decyduję
się jechać przez Słowację, skręt na Kuty i jestem w Bratysławie.
Przejazd przez
Moravę przyjemny, lekkie górki, słońce, ale rano zimno.
Do Kitesse w Austrii, znaną z Bratysławy drogą, i dalej wschodnią stroną Neusiedler
See na Węgry (nudna trasa, jechałem tędy kilkakrotnie, nie lubię tego jeziora).
Wjazd na Węgry bez mapy, miałem tylko spis miejscowości, ale pamiętałem letnią
trasę na Horwację, teraz jechałem w odwrotnym kierunku, przez Buk, Szombathely
i Komend, do Słowenii.
Omijam Maribor (zawsze miałem problemy z przejazdem przez to miasto, oznakowanie zawsze prowadziło na autostradę) i przez Ptuj i Zidani Most kieruję się na Lubljanę. Za Ptujem trafiam na ciekawe sanktuarium na Ptujskiej Gorze, widoki psuje mgła i lekki deszcz – w końcu psuje się pogoda, dotychczas miałem słoneczną, z lekkimi rannymi przymrozkami, teraz zaczęły się jesienne deszcze, ale w nocy cieplej. Lubljanę przejeżdżam w niedzielny poranek, mały ruch, i szybko docieram do Logateca.
Tu muszę zdecydować, czy jechać dalej przez Ajdowścinę i Gorizię (znana trasa przez Col), czy wjechać do Włoch przez Triest. Jadę nieznaną trasą na południe, mimo że nie mam porządnej mapy Słowenii. Spory podjazd do Planiny (serpentyny, ale widokowa), Postojna i zatrzymuję się na nocleg przed włoską granicą w pobliżu, a właściwie nad Triestem, bo granica leży na górującymi nad Triestem wzgórzami (400-600m.).
Omijam Maribor (zawsze miałem problemy z przejazdem przez to miasto, oznakowanie zawsze prowadziło na autostradę) i przez Ptuj i Zidani Most kieruję się na Lubljanę. Za Ptujem trafiam na ciekawe sanktuarium na Ptujskiej Gorze, widoki psuje mgła i lekki deszcz – w końcu psuje się pogoda, dotychczas miałem słoneczną, z lekkimi rannymi przymrozkami, teraz zaczęły się jesienne deszcze, ale w nocy cieplej. Lubljanę przejeżdżam w niedzielny poranek, mały ruch, i szybko docieram do Logateca.
Tu muszę zdecydować, czy jechać dalej przez Ajdowścinę i Gorizię (znana trasa przez Col), czy wjechać do Włoch przez Triest. Jadę nieznaną trasą na południe, mimo że nie mam porządnej mapy Słowenii. Spory podjazd do Planiny (serpentyny, ale widokowa), Postojna i zatrzymuję się na nocleg przed włoską granicą w pobliżu, a właściwie nad Triestem, bo granica leży na górującymi nad Triestem wzgórzami (400-600m.).
Ten etap Camino był
stosunkowo łatwy, jechałem wypoczęty, znanymi sobie drogami, Lekko pagórkowate
Morawy, ale jechałem w dół rzek, później płasko w Austri i na Węgrzech, Alpy
ominąłem w Słowenii (było tylko kilka niegroźnych podjazdów).
Pogoda słoneczno-jesienna na początku, jeden deszczowy dzień
w Słowenii. Z początku, trochę męczyły mnie te ranne przymrozki - to moje
pierwsze doświadczenia w spaniu w namiocie w takiej temperaturze, ale w sumie
było OK.
Trasa dosyć atrakcyjna turystycznie, Morawy wiadomo, piękne
czeskie miasteczka, dobre piwo. Ale
spodobała mi się wreszcie Słowenia - moje odkrycia to: Zidani Most oraz dalsza droga wąwozem wzdłuż Sawy, i Ptuj.