Hiszpańska droga do Santiago
01.11 - 08.11
820km / 8 dni
Trasa z Pirenejów do Santiago de
Compostella, tzw. Droga Tradycyjna, wiedzie przez Pampelunę, Logrono, Burgos,
Leon, Ponferradę.
Z przełęczy
Roncesvalles zjeżdżam do Pampeluny, niestety jestem zbyt wcześnie, nie ma gdzie
uzupełnić zapasów żywności. Z miasta wyjeżdżam autostradą, dopiero za miastem
znajduję szlak Camino, prowadzi równolegle z autostradą. Teren górzysty, jest
kilka podjazdów. Za Logrono dosyć spory podjazd (1100m) do Balorado. Nawarra to
górzysty region Hiszpanii. Jadę drogą N112 lub ścieżkami Camino które wiją się
obok drogi. Ta N112 to pusta jest, bo równolegle leci bezpłatna autostrada
A12.
Burgos, duże miasto z piękną
katedrą, za miastem bardziej płasko się zrobiło, ale i pojawił się
zachodni wiatr. W mirę jechało się do
południa , później wiatr mnie zatrzymywał, brak lasów i płaski teren to
powodował. Lepiej jechać w górzystym terenie. Startuję przed 6 rano, aby trochę
bez wiatru przejechać. Spotykam pielgrzymów na rowerach, np. czwórkę
z Barcelony. Robią dziennie ok. 60km, ale
jadą tylko ścieżkami Camino, i rowery mają MTB. Mój rower, z szosowymi raczej
oponami, nie za bardzo się nadaje na terenową jazdę, a niektóre ścieżki to
zwykłe polne drogi.
Leon, Ponferrada i zaczynają się
góry Kantabryjskie. Długi podjazd do Piedrafita i przekraczam granicę Kastylii-
wjeżdżam do Galicji. Jazda grzbietami gór (do 1500m) w deszczu i śniegu, bo
pogoda się zepsuła, nienależny do przyjemnych. W górach spotykam sakwiarzy szwajcarskich, oni pedałują w odwrotnym
kierunku, wracają do domu z Santiago. Dla
mnie góry nie stanowią problemu, zresztą śpię w namiocie, ale piechurzy muszą dobrze rozplanować postoje,
bo albergue są tutaj w dużej odległości od siebie. Piechurzy zwykle ‘robią’ 20
– 30km na dzień, chociaż spotkałem Duńczyka, który się chwalił że 50km jest w stanie przejść na dzień. Ale on szedł już 2
miesiące, spod Lyonu, więc wytrenowany był.
Ostatni ostry podjazd w Portomarin,
zamglone miasteczko w dolinie rzecznej, nad sztucznym jeziorem chyba, i już w miarę płasko do
Santiago. Nocuję przed miastem, aby wjechać rano, i mieć cały dzień na
zwiedzanie. Tuż przed miastem spotykam sakwiarza z Rumunii, łapał stopa bo
pękła mu rura sterowa – nie do naprawy.
Trzeba mieć pecha, awaria 5km przed Santiago, a jechał spod Bukaresztu.
Samo Santiago de Compostella, to
niezbyt dobrze wspominam, bo po wjeździe do miasta zaczęło lać, ale katedra z
relikwiami Św. Jakuba robi wrażenie. Mnóstwo peregrinos w mieście, a i podróżników, obieżyświatów i bezdomnych,
którzy „.podróżują” już kilka lat.
Półwysep iberyjski pełen jest takich
ludzi, bo tutaj łatwo przetrwać zimę. Spotykałem takich i w Portugalii i dalej
na południu Hiszpanii w większej ilości, tam jest cieplej.
Pozostało jeszcze tylko dotrzeć
do ‘muszelek’, czyli oceanu, czyli 'końca ziemi'. Nie decyduję się na Finisterrę, ale jadę do Boiro nad zatokę ‘de
Arousa’, łatwiej stamtąd jechać do Portugalii.